„Catan: Pojedynek”. Lubisz „Catan”? Ja nie, ale pojedynku nie odmówię
Patrząc po moim roczniku, to w zasadzie pochodzę z pokolenia „Wsiąść do pociągu” i „Osadników z Catanu”, czyli gier – klasyków, które do pory są polecane jako idealne tytuły na rozpoczęcie przygody z grami planszowymi. Ja jednak planszówki tak naprawdę pokochałem dzięki „Neuroshimie Hex”, „Pociągi” lubię, chętnie zagram, choć szału nie ma, ale „Osadników z Catanu” (obecnie jest to po prostu „Catan”) obchodziłem szerokim łukiem. Jakoś nie czuję emocji jakie im towarzyszą, choć oczywiście mam dla nich szacunek za to co zrobili dla gier planszowych. I tak by pewnie pozostało, gdybym na swojej drodze nie spotkał wariacji w postaci karcianej, w tym tej dla dwóch osób. W życiu kieruję się zasadą, że wszystkiego trzeba spróbować i nie należy ograniczać się uprzedzeniami. Dzięki takiemu podejściu mogę już teraz powiedzieć, że gram w „Catana” jak inni i dobrze się przy tym bawię. Oczywiście, jeżeli lubisz serie, to zapewne do tej wersji nie będę musiał cię długo przekonywać, ale i tak zobacz co takiego fajnego widzę w „Catan: Pojedynek„.