The Queen’s Gambit – uwaga na sufit

Gdyby nie było dzisiejszych gier planszowych, to na pewno grałbym w szachy. Nie żebym był w nie dobry, ale mają ona dla mnie coś magnetycznego. Czysty pojedynek umysłów i konfrontacja w najprostszej formie – jeden na jednego. Z tego powodu „Queen’s Gambit” jeszcze bardziej podziałał na mnie, chociaż zapewne nie byłem w tym odosobniony w grupie kilkudziesięciu milionów widzów tego serialu. Wyciągnąłem swoje szachy, książki (mam takie), zacząłem częściej używać aplikacji Lichess.org i naprawdę spędziliśmy z Monią sporo fajnych wieczorów grając po prostu w szachy. Niestety, potem planszówki znowu zwyciężyły i szachy poszły w kąt. Aż do dziś, kiedy chociaż trochę mogę połączyć te dwa zainteresowania.

Opisana w tekście gra została przekazana przez wydawnictwo Rebel

Licencja. W Internecie można natknąć się ironiczne komentarze wytykające sprzedawanie znanej gry w ładnym pudełku, żerowanie na popularności serialu, naciąganiu… Ale powiedzcie mi proszę tak szczerze, na jakiej mechanice ma się oprzeć gra zrobiona na potrzeby licencji serialu o grze w szachy? Naprawdę wykorzystanie szachów jest tu tak dziwne? Na rynku jest już sporo gier licencjonowanych, które są przerobioną wersją wcześniejszych gier lub/i wykorzystujących znane mechaniki i chyba można się przyzwyczaić do tego typu praktyk. Nic w tym dziwnego, że właściciel licencji chce zarobić na popularności swojego produktu i chce dotrzeć do jego fanów na każdym gruncie, a że w tym wypadku serial opowiada o mistrzyni szachowej, to siłą rzeczy wybór musiał paść na szachy. Nie możemy zapominać też o samych fanach, którzy często sami szukają produktów związanych ze swoimi ulubionymi filmami, serialami, książkami. Prawa rynku są jasne i w dzisiejszych czasach nie powinny wywoływać jakichś „zdziwionych” reakcji. Jest popyt, jest podaż. Czy dana gra na licencji jest dobra? To już inna sprawa i to faktycznie można komentować, ale wcześniej warto ją jednak poznać.

Co w pudełku. Tak jak już pisałem, ciężko się tu zaskoczyć zawartością. W grze dostaniemy w zasadzie pełną wersję szachów, której piony i figury w formie żetonów zostały dodatkowo oznaczone wartościami punktowymi. Całość uzupełniają cztery specjalne figury – Gambity i talie kart akcji dla każdego z graczy oraz schematy początkowych układów planszy. Niby wszystko jest estetycznie wykonane i zilustrowane, ale brakuje mi tu jakiegoś bardziej „prestiżowego” podejścia do tematu. Szkoda, że piony/figury nie są wykonane na przykład z bakelitu, albo przynajmniej z cięższego plastiku, a sama plansza jest tylko kawałkiem tektury.  Jednak ostateczną ocenę pozostawiam wam, bo może to tylko ja tak mam, ale lubię żeby gry logiczne (w tym szachy) były nie tylko czymś dla umysłu, ale też i dla oka.

Gambit. W szachach jest to otwarcie szachowe (debiut), które umożliwia uzyskanie określonej sytuacji na planszy. Gambit królowej (hetmański) polega na poświęceniu białego piona, uzyskując panowanie w centrum planszy.

Tutaj jednak Gambitem nazywany nie działanie na planszy, ale specjalną figurę w kolorze gracza, która w zależności od decyzji gracza, ma zdolność poruszania się po planszy tak jak wieża, goniec, skoczek lub hetman. Figura marzeń każdego szachisty.

Gramy. Po rozłożeniu układu pionów/figur na planszy według załączonych planów i ustawieniu naszych gambitów na polach startowych rozpoczynamy rozgrywkę. Będziemy tu wykorzystywać specjalną talię kart – akcji, w której znajduje się trzy ruchów w stylu wieży, trzy gońca, cztery skoczka i dwa hetmana. Talię tasujemy, bierzemy pięć kart i planujemy swoje pierwsze trzy ruchy układając zakryte karty przed sobą – tylko my wiemy jakie ruchy wykona nasz Gambit i w jakiej kolejności. Akcje są rozpatrywane od lewej do prawej i podczas swojej tury można wykonać tylko jedną z nich. Jeżeli Gambit swój ruch zakończy na polu z żetonem, to bierzemy go i na końcu suma punktów ze zdobytych żetonów powie nam kto wygrał.

Programowanie. Całe logiczne wyzwanie gry i też zabawa, sprowadza się do właściwego zaprogramowania swoich kolejnych ruchów, zapamiętania ich (nie wolno podglądać już położonych kart) oraz, co jest najtrudniejsze, do uwzględnienia ruchów przeciwników. Wykonujemy ruch, patrzymy na planszę, wyszukujemy żetony, które nas interesują (mają one różne wartości) i dokładamy na koniec trzecią kartę z odpowiednim ruchem. Na początku wszystko sprawnie działa, ale sytuacja zaczyna się komplikować jeżeli przeciwnik cię uprzedzi i zabierze upatrzony żeton. Wtedy zaczynamy niczym Beth Harmon wizualizować sobie nasze zaplanowane wcześniej ruchy i dostosowywać je do obecnej sytuacji. Pamiętanie co wyłożyliśmy ma tu kluczowe znacznie, a z doświadczenia powiem, że nie zawsze to wychodzi, bo dokładanie kolejnych ruchów czasami może coś pomieszać w naszej pamięci.

Interakcja/Skalowanie. W przypadku gry w dwie osoby jest luźniej na planszy i do interakcji z innym graczem dochodzi dopiero po kilku ruchach, bo nie ma sensu od razu wbijać się na stronę przeciwnika i narazić się na podebranie żetonów, lepiej zebrać bardziej pewne po „naszej” stronie. Większa liczba graczy przyśpiesza te konfrontacje i w zasadzie od początku trzeba się liczyć z ruchem podbierającym, a przez to wzmożoną negatywną interakcją. Jednych ona ucieszy, a pozostałym pokrzyżuje plany i każe zaktualizować strategię. Mechanika programowania ruchów bardzo dobrze tu się sprawdza i podobnie jak w innych grach tego typu jest z jednej strony fajnym wyzwaniem dla naszej głowy, a z drugiej generatorem mimo wszystko wesołych sytuacji, kiedy to przecinają się ruchy graczy na planszy.

Warto? Jeszcze raz to podkreślę, „Queen’s Gambit” to nie są szachy. Jest to wycinek szachowego świata zamknięty w grze logicznej, w której liczy się zarówno logiczne myślenie, jak i szczęście, bo wszystkiego nie można tu przewidzieć. Z tego powodu nie jest to gra, do której należy podchodzić mocno poważnie. Nie jest to jednak zarzut, bo jak sądzę, jest to zamierzone działanie jej twórców. QG miała być grą dla każdego, nie tylko dla szachowych wyjadaczy. Chodziło przede wszystkim o dotarcie do fanów serialu. Jest tu miejsce na zabawę, ale przy okazji uczy ona tego co w szachach jest ważne – planowania kilku ruchów do przodu. Tym samym może być świetnym zalążkiem chęci poznania prawdziwych szachów (w zasadzie wszystko mamy już w pudełku), a w przypadku szachistów dobrym tytułem do wkroczenia w świat planszówek. W okresie świątecznym, ale i nie tylko, ten tytuł jest dobrym pomysłem na obdarowanie nim sporej grupy osób i to o różnych zainteresowaniach. Ponad 62 milionów osób obejrzało serial w ciągu czterech tygodni… na pewno ktoś z waszych bliskich/znajomych jest wśród nich i być może marzy o swoim gambicie.