Ekspres X: Koty, kotki i owady

Od kilku lat koty są stałym elementem naszego życia i ciężko nam sobie wyobrazić dom bez brykającej w rytm Hopki Galopki Khaleesi lub łażącego krok w krok za nami i błagającego o głaskanie Mordimera. Do tej pory jakoś na mojej drodze nie trafiłem na interesujące gry z kotami, aż do tego roku, który obrodził od razu aż w dwa takie tytuły.  Dlatego dziś gry o kotach, kotkach i… owadach. Ta ostatnia jako warte uwagi uzupełnienie tego zoologicznego odcinka Ekspresu.

„Koty”

Od razu wyjaśniam, że nie jestem w zasadzie adresatem tej gry, bo ona definitywnie jest skierowana do dzieciaków i widniejący na pudełku wiek graniczny 4+ jest na to najlepszym dowodem. Jednak co pewien czas nasi znajomi pytają się jakie gry poleciłbym ich pociechom i tutaj moja pomoc polega głównie na odesłaniu ich na bloga Agnieszki LINK, ale teraz będę mógł w końcu coś polecić od siebie. „Koty” są właśnie takim tytułem, który na pewno spodoba się małym dzieciom, bo z reguły kochają one wszystko co związane jest z puszystymi kotkami. Tym bardziej, że dzięki oszczędnej w formie, ale ślicznej oprawie graficznej bardzo trudno się jej oprzeć nawet dorosłym.

Opisana w tekście gra została przekazana przez wydawnictwo Trefl.

Gra to takie bardzo podrasowane memory, którego prosta mechanika w zasadzie sprawdza się zawsze w grach dla dzieci. Jako dorośli możemy kręcić nosem na memory, bo nic w tym odkrywczego nie ma, ale dzieciom się to podoba, a to jest najważniejsze, zwłaszcza że ćwiczy się przy tym pamięć. „Koty” na szczęście wnoszą kilka ciekawych elementów do tego typu gier w postaci aż czterech wariantów rozgrywek, które powinny całkowicie zaspokoić wymagania małych graczy w różnym wieku.

Podobnie jak w klasycznym memory odkrywa się zakryte na początku gry płytki, ale tutaj dodano do zabawy wypełnianie zadań, które mamy na ręce. Nie wystarczy odnaleźć pary obrazków, ale trzeba odnaleźć trzy pasujące do trzymanego na ręku zadania. W zależności od wariantu wykorzystuje się różne typy zadań, co zdecydowanie wpływa na różnorodność rozgrywek i nie wprowadza nudnej rutyny.

Zadania w wariantach różnią się sposobem ich realizacji i nie chodzi tu tylko o inne elementy do odnalezienia (części ciała kotka i różne umaszczenie), ale również o mechanikę wypełniania tych zadań. I na przykład w jednym z wariantów zadania posiadają elementy oznaczone symbolem „?” i o jego typie, który trzeba znaleźć, decydują pozostali gracze. Ten wariant jest zresztą chyba najbardziej warty poznania, ale chyba też i najtrudniejszy do opanowania przez najmłodszych graczy. Na szczęście autorzy nie zapomnieli o tych najmniejszych i przygotowali do nich specjalne warianty, w tym jeden najprostszy z użyciem kości.

Nie wolno zapominać też o myszy, która bardzo skutecznie wprowadza zamieszanie wśród zamieszkałych w pudełku kotów…

Koty - okładka


„Kotobirynt”

Ta gra w zasadzie jest dla wszystkich i niech nie zmyli nikogo świetna, ale jednak dosyć infantylna oprawa graficzna gry. Małe wygłodniałe kotki, szukające drogi do domu teoretycznie powinny być tematem gry dla dzieci, ale tutaj rozrywkę dla swoich szarych komórek znajdą również dorośli. Zwłaszcza lubiący przestrzennie zmieniające się labirynty, w których trzeba przejść z punktu A do B.

Opisana w tekście gra została przekazana przez wydawnictwo Rebel.

Zagubione dachowce poruszają się w labiryncie rur i jedyne czego pragną, to dotrzeć do swoich właścicieli. W swoim ruchu możesz wykonać dwie identyczne akcje lub dwie różne. Do dyspozycji masz obrót jednej z kart kanału o 90 stopni lub możesz przesunąć cały rząd kanałów o jedno pole do przodu lub do tyłu. W rzeczywistości to przesunięcie polega na wzięciu karty z przodu lub z tyłu rzędu, przesunięciu całego rzędu w kierunku pustego pola, a z drugiej strony dołożeniu kolejnej karty ze stosu dodatkowych kart kanału. Ta karta jest zawsze widoczna, dlatego tego typu ruch nie jest chaotyczny i losowy, ale wymaga zastanowienia się i umiejscowienia nowej karty we właściwym miejscu. Celem jest utworzenie drogi łączącej jednego z kotów z jednym z właścicieli.

Uratowany i szczęśliwy z tego powodu kot, dostarcza nam punkty na koniec gry. Dlatego jeżeli mamy wybór co do kota, którego można uratować, to lepiej najpierw skupić się na tym bardziej wartościowym punktowo. Ten materializm przy ratowaniu kotów to może nie jest za bardzo dobra rada z mojej strony, ale pamiętajmy, że to wciąż jest tylko gra planszowa.

„Kotobirynt” pomimo prostych zasad daje dużo satysfakcji podczas gry. Wpływa na to zarówno wspomniana wcześniej świetna grafika (przyjrzyjcie się kartom kotów), jak również przestrzenna forma zabawy jaka wiąże się z obracaniem i przesuwaniem kart kanałów.

To w zasadzie tylko 16 kart w 6 rodzajach kanałów, ale na stole tworzą razem bardzo przyjemną i szybką łamigłówkę, która powinna spodobać się na pewno rodzinom z dziećmi, ale również pozostali będą się przy niej dobrze bawić, wykorzystując ją jako przerywnik lub relaksacyjny tytuł „na szybko”.

Obracanie głowy i wykrzywianie szyi w poszukiwaniu odpowiedniego położenia karty i przesuwanie w myślach kolejnych rzędów jest tutaj zapewnione. Jeżeli lubisz takie łamigłówki,  to „Kotobirynt” zamknięty w zgrabnej, metalowej puszce, którą wszędzie możesz zmieścisz, jest grą dla ciebie.


Rój/Hive

Nigdy nie pozbędę się tej gry ze swojej kolekcji, bo każdy miłośnik gier dwuosobowych (do których się zaliczam) powinien ją mieć. Niestety z powodu klęski urodzaju (dolegliwości dokuczającej zapewne nie tylko mi) nie mam zbyt często okazji w nią pograć, ale kiedy już trafi na stół, to długo z niego nie schodzi.

Dzieje się tak z trzech powodów. Po pierwsze świetne wykonanie, bo obok takich miłych w dotyku, ciężkich, bakelitowych płytek trudno przejść obojętnie i wystarczy tylko raz potrzymać je w dłoni, żeby mieć trudności z ich wypuszczeniem i płożeniem na stole.

Po drugie czas gry, który zamyka się w granicach 15 – 20 minut w zależności od doświadczenia graczy.

Jednak najważniejszym powodem jest genialna mechanika gry, która charakteryzuje się nie tylko brakiem planszy. Wprawdzie dzięki temu można zagrać w „Hive” w zasadzie wszędzie, ale prawdziwy urok tkwi w sposobie poruszania się jej bohaterów, czyli różnych gatunków owadów.

Gra polega na zablokowaniu Pszczoły, królowej tytułowego roju. Każdy z graczy do dyspozycji ma taki sam zestaw owadów i dzięki nim będzie chciał z jednej strony usidlić wrogą Pszczołę, a z drugiej obronić własną przed atakami przeciwnego roju. Gracze mają więc w zasadzie równe szanse, ale praktyka mówi, że dobry taktyk potrafi z tymi płytkami zrobić cuda i zaskoczyć przeciwnika.

W swoim ruchu możesz albo dołożyć zgodnie z zasadami owada lub nim poruszyć jeżeli został on już wcześniej wyłożony. Autor dosyć dobrze odwzorować sposób poruszania się poszczególnych owadów i nie trzeba dużej wyobraźni, aby to zobaczyć. Skaczący przez inne płytki Konik polny to w zasadzie nie jest trudne skojarzenie, ale poruszający się o trzy pola i zamierający Pająk, biegająca dookoła Mrówka, ociężały, ale potrafiący wejść na płytkę Żuk (może chce ją przetoczyć jak Teodor z Pszczółki Mai, pamiętacie?) czy też sama Pszczoła, która porusza się o jedno pole jak po plastrach miodu, bardzo dobrze oddaje owadzi klimat gry.

Wspomniane ruchy po planszy, to tak naprawdę przesuwanie owadów wzdłuż boków płytek innych owadów tworzących na bieżąco planszę gry. Zmienia się ona z każdym dołożeniem płytki lub ruchem owada i trzeba o tym pamiętać, żeby nie być zaskoczonym nagłą zmiana sytuacji w roju. Niektórych to rozwiązanie może odstraszyć, ale w rzeczywistości sprawdza się ono rewelacyjnie, bo ten mechanizm wprowadza do gry niespotykaną gdzie indziej dynamikę rozgrywki.  To naprawdę żyjący rój walecznych owadów.

Gra doczekała się trzech małych dodatków, które radzę od razu kupić, bo po pewnym czasie i tak będziesz chciał je mieć, żeby urozmaicić sobie rozgrywkę, a w dodatku nie są drogie. Przejmujący cechy innych owadów Komar, poruszająca się po nich Biedronka lub przerzucająca je Stonoga, to nie tylko kolejne śliczne płytki w kolekcji, ale przede wszystkim nowe rozwiązania taktyczne dla naszych owadzich wojowników.

„Rój” to czołówka strategicznych gier dla dwuosobowych i dla często grających w takim składzie, to zdecydowanie obowiązkowa pozycja do poznania, a potem pewnie i do kupienia, bo te owadzie pojedynki potrafią zauroczyć każdego.

0 0 votes
Oceń artykuł
Subscribe
Powiadom o
9 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments

W Kotobiryncie jest 6 rodzajów kart: prosta, skręt, dwa skręty, T, + i skrzyżowanie dwupoziomowe. Dołączam się do pochwał. Z córką grywam na razie 3×3.

Masz rację. Z głowy podczas pisania wypadł mi krzyrzyk „nachodzący” :)

Super zdjęcia

Zasługa modeli, ale było trudno je namówić do współpracy, oj trudno :)

Prosimy o więcej zdjęć kotów! :P Może jakaś fotogaleria o tematyce planszówkowo-kociej?

Więcej zdjęć Tycjanowych kotów jest tutaj ;) http://www.tymczasem.in/koty/

O, dzięki! Daaawno nie zaglądałem na tę stronę, bo irytowały mnie ładne i apetyczne zdjęcia wypieków, szczególnie że nie mieliśmy piekarnika i musieliśmy obejść się smakiem. Po przeprowadzce można zacząć pieczenie ;).

Kotek specjalnie dla Ciebie :)

Tam gdzie Yosz wskazał, to dominują koty :)