Ucho króla. Dla tego stanowiska zrobisz wszystko.
Wyścig szczurów nie jest wymysłem naszych czasów. Wspinanie się po „trupach” po drabinie kariery, walka o stanowiska bez patrzenia na konsekwencje istniało również w dawnej Francji. Nie wiem czy wtedy było to takie zabawne, ale gra Ucho króla, która wrzuca nas w trybiki działania królewskiej korporacji jest bez wątpienia dobrą zabawą.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa G3 miałem możliwość zaznajomienia się z grą jeszcze przed premierą. Wprawdzie otrzymany przedprodukcyjny egzemplarz (widoczny na zdjęciach) nie był formą ostateczną, ale od wersji sklepowej będzie się różnił tylko jakością zastosowanych materiałów. Zostanie więc zachowana zarówno atrakcyjna i wprowadzająca w klimat gry oprawa graficzna, jak i zgrabne gabaryty pudełka mieszczącego komponenty gry.
Ucho króla to gra karciana, która pozwala nam się wczuć w rolę jednego z członków królewskiego dworu. Naszym celem będzie eliminacja konkurencji w drodze do pozyskania stanowiska nadintendenta finansów dworskich. Jak już się pewnie domyślacie, aby tego dokonać będziemy musieli zapomnieć o skrupułach i wykorzystać wszystkie dostępne środki, nawet te nieprzyjemne. OK, mordować nie będziemy – gra rodzinna ma swoje granice.
Na początku gry każdy z nas, nie tylko dla zachowania klimatu, ale przede wszystkim dla uzyskania specjalnych zdolności wybiera jedną z 10 różnych występujących w grze postaci. Poznanie wszystkich postaci jest bardzo ważne, bo o ile na początku jeszcze nie będzie to dla nas istotne, to w dalszych rozgrywkach praktycznie cała gra będzie sprowadzała się do właściwego wykorzystania zdolności postaci.
Zasady gry można poznać w krótkim czasie, bo czytelne ikony na kartach wraz z mechaniką są łatwe do wytłumaczenia i zapamiętania. Same karty zostały podzielone na trzy rodzaje (intryg, bufonady i specjalne), które bardzo dobrze oddają charakter gry i nasze zadanie. Pamiętacie, że mamy do czynienia z francuskim dworem, który rządził się własnymi prawami. Żeby móc przetrwać w tych realiach musimy snuć intrygi, pokazywać się z jak najlepszej strony (bycie bufonem z klasą to jest sztuka), a w razie potrzeby wykorzystać wszystkie dostępne środki, żeby nie zostać odsuniętym za daleko od oka, przepraszam, ucha króla. Kilka właściwych słów do królewskiego aparatu słuchowego może zdziałać cuda.
Na kartach oprócz bardzo ładnych grafik znajdziemy wyjaśnienie akcji, które wykonamy po ich wyłożeniu, stylizowane na pisane w tamtej epoce opisy oraz rzecz dla gry bardzo ważną, czyli różne wartości punktów prestiżu: czerwone – negatywne (ujemne) i zielone pozytywne. Wszystkie karty powyżej trzech, które będą leżały na koniec naszej tury po prawej stronie naszej postaci (najbliżej niej) zasilą nasz stos prestiżu. Kto ma ich najwięcej otrzyma na koniec gry upragniony tytuł dworski.
Nasze działania, reprezentowane przez zagrywanie kart, będziemy wykonywać zarówno na naszych przeciwnikach, jak i na sobie. Bycie bufonem nic nie kosztuje i karty tego typu (prestiż pozytywny) wykładamy przy naszej postaci nie płacąc za nie innymi kartami. Bezkarnie możemy podejrzeć czyjeś karty w czasie kiedy on będzie chichotał z naszej Fraszki, bawić zebrany tłum naszym Anielskim głosem i niepostrzeżenie wystawić u siebie dwie karty lub zwyczajnie w czasie Maskarady ukraść komuś kartę z ręki. Można również odrzucić karty w czasie Zalotnych rozmów, Podszeptując komuś do ucha wyłożyć kartę obok niego. A skoro jesteśmy już przy uchu, to właśnie tytułowe ucho króla, jest bardzo wartościową kartą i choć trudno ją zdobyć to warta jest każdej ceny.
Zostawię już w spokoju bufonadę (resztę kart odkryjcie sami) i przejdę do kart intryg (prestiż negatywny). Są one bardzo skuteczne i w zgodzie ze swoją nazwą potrafią popsuć krew przeciwnikowi, ale niestety nam też potrafią narobić przykrości. Cóż, intrygi już takie są. Te karty wystawiamy obok postaci naszych przeciwników, aby im szkodzić, ale musimy za nie zapłacić wystawiając obok siebie również jakaś kartę intrygi lub specjalną. Tutaj np. wszelkiego rodzaju rozwiązłość (zabranie karty przy wyłożonej postaci), rozrzutność (wzięcie karty ze stosu kart odrzuconych), zdradzone sekrety (atak negatywnymi kartami), faux pas (dobranie dwóch kart) są na miejscu i trzeba nie tylko je wykorzystywać, ale również się z nimi liczyć ze strony przeciwników. Kart intryg jest jeszcze więcej, ale mamy na szczęście możliwość odpowiedzi na nie kąśliwą ripostą (reakcja na kartę wystawioną u nas przez przeciwnika), ale nie zawsze ukoi to nasze ego.
Riposta to jedna z kart specjalnych. Drugą jest savoir-vivre, która dzięki „biegłości w meandrach dworskiej machinacji” pozwala na pozyskanie kart ze stosu kart odrzuconych.
Jak widać wszystko sprowadza się do właściwego zagrywania kart. Zbieranie pozytywnego prestiżu i minimalizowanie tego negatywnego to klucz do zwycięstwa. Nasze ruchy bardzo dobrze wspierają wspomniane zdolności postaci i to do nich powinniśmy dostosować naszą strategię. Można dzięki nim np. dobierać karty spełniając określone założenia, czyścić sobie pulę prestiżu z punktów ujemnych, wpływać na karty wystawione obok postaci, aktywować więcej kart. Mamy 10 postaci i każda z nich daje inne możliwości rozegrania swojej partii.
Autorem Ucha Króla jest Konrad Perzyna. Możecie go kojarzyć z gry, która już niebawem będzie miała swoją premierę, czyli Imperializm: Droga ku dominacji. O ile w jej przypadku do czynienia mamy z ciężką grą ekonomiczną, to Ucho króla zalicza się do średnio trudnych, strategicznych gier karcianych, w które praktycznie może zgrać każdy, nawet początkujący gracz. Nie jest to jednak spokojny pasjans, ale prawdziwa dworska przepychanka, w której trzeba mieć oczy dookoła głowy i w każdej chwili należy być gotowym na atak. Jeżeli ktoś nie lubi negatywnej interakcji to nie powinien do niej zasiadać. Tutaj nie ma miejsca na samotne budowanie państewka. Tutaj liczy się lawirowanie pomiędzy byciem bufonem, intrygantem i właściwym wykorzystaniem cech postaci i akcji z kart. Trzeba zdawać sobie sprawę, że czasami warto się poświęcić (negatywne koszty intryg), żeby ktoś stracił więcej.
Gra oprócz podstawowego wariantu oferuje jeszcze kilka, które można ze sobą łączyć i tym samym urozmaicać kolejne rozgrywki. Oprócz np. gry zespołowej, połowicznego punktowania w czasie gry (widać kto zdobywa prowadzenie) mamy również wariant polegający na fabularyzowaniu rozgrywki. Jednak z doświadczenia muszę powiedzieć, że taka forma grania towarzyszyła nam zawsze bez specjalnego określania zasad, ponieważ zarówno mechanika gry, jak i grafika kart oraz ich opisy bezwiednie wymuszają na grających uszczypliwe komentowanie swoich ruchów i zagrania przeciwników.
Muszę przyznać, że Ucho króla (nagminnie nazywane przeze mnie uchem śledzia) miło mnie zaskoczyło. Spodziewałem się jakiejś kolejnej obstrukcyjnej karcianki, a dostałem soczystą grę, która sprawia radość nie tylko ze względu na zasady, ale również wesołą atmosferą w czasie rozgrywki. Pogoń za karierą to stały element dzisiejszych czasach, dzięki któremu z dużym prawdopodobieństwem nabawimy się wrzodów, nerwic lub innego paskudztwa. Czy warto? Moja rada jest jedna – lepiej zagrajcie w Ucho króla.