MindBug
Dwóch przeciwników. Ich broń to menażeria stworów, którymi będą się nawzajem atakować oraz liczniki zadawanych ran. Ten opis jakoś nie bardzo zachęca do przyjrzenia się temu tytułowi bliżej. Ot, typowa karciana gra pojedynkowa, jakich wiele do tej pory pojawiło się na rynku. Jednak w tej niepozornej grze jest jednak coś, co nie pozwoli przejść obok niej obojętnie i albo pokochasz “MindBuga”, albo go znienawidzisz.
Opisana w tekście gra została przekazana przez wydawnictwo Portal Games.
Współpraca barterowa. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść mojej opinii.
Co w pudełku i fabuła. Gra jest bardzo kompaktowa i bez pudełka będzie łatwa do przenoszenia. W środku znajdziesz talię kart i dwa liczniki życia. Nie jest tego dużo, ale to jedna z takich gier, która specjalnie stawia na minimalizm wykonania, skupiając się na możliwościach rozgrywki. Wszystkie karty są ciekawie zilustrowane i opatrzone niebanalnymi nazwami potworów. Te nieprzewidywalne i często groteskowe hybrydy zwierząt, dzięki swoim posklejanym nazwom oraz odpowiadającym im wizerunkom są jednocześnie nośnikiem fabuły gry, którą w tym przypadku można przekazać w kilku słowach: pojedynek dwóch zmutowanych organizmów i ich armii stworów.
Karty. Na każdej karcie stwora znajdziesz jego siłę oraz dwa kluczowe dla gry elementy: jego cechę i umiejętności, o których napiszę więcej później, bo najpierw musisz poznać zasady gry. Bez tego nie poczujesz ich możliwości.
Rozgrywka. Tasujemy wspólną talię kart. Każdemu z graczy rozdajemy po dziesięć kart, a resztę odkładamy do pudełka. Gracz dociąga pięć kart i zaczyna się gra. Jeżeli na ma na ręce mniej niż pięć kart, to dociąga brakujące. Tutaj nie spotkamy się budowaniem talii z dodatkowych kart, a co więcej, tutaj karty ze stosu kart odrzuconych nie wrócą już na rękę (są karty, które na to pozwalają), więc każdą kartę trzeba traktować jako tą jedyną i najlepszą. Podczas rozgrywki będziemy wykładać przed sobą nasze monstra lub atakować nimi przeciwnika. Jeżeli atak się powiedzie, to otrzyma on ranę, a jak jego życie spadnie do zera (zaczynamy z trzema życiami na liczniku), to wygrywasz. Pewnie myślisz, że nie ma tu jakiejś wielkiej filozofii i nic odkrywczego? I pewnie miałabyś/miałbyś rację, gdyby nie dwie karty MindBug, którymi dysponuje każdy z graczy.
MindBugi. Te karty reprezentują specjalne akcje, które możesz wykonać tylko dwa razy podczas całej gry. Są one naprawdę bardzo specjalne, bo pozwalają przejąć kartę, którą drugi gracz chce w tej turze wyłożyć. Wprawdzie on dostanie za to kolejną akcję, ale to ty będziesz mógł tę kartę wyłożyć i tym samym skorzystać z jej siły i zdolności w momencie wyłożenia lub podczas gry, w zależności od tego, co ta karta umie zdziałać. Tak naprawdę to cała miodność tej gry sprowadza się właśnie do tych dwóch kart, bo na tym opiera się specyficzna dla “MindBuga” rozgrywka psychologiczna między graczami. Trzeba tak pokierować rozgrywką, żeby przeciwnik myślał, że mamy coś lepszego na ręce i nie podebrał nam tego, co wyłożyliśmy, albo wprost przeciwnie, trzeba go skusić niby mocną kartą teraz, a potem jak już nie będzie miał możliwości przejęcia kart, wyłożyć karty, które się z nim rozprawią. “MindBug” może jest niepozorną i dosyć szybką grą, ale naprawdę możemy w niej doświadczyć bardzo satysfakcjonującego pojedynku umysłów podkręconego blefem.
Atak. Jeżeli w swoim ruchu zadeklarujemy atak na przeciwnika, to może on wysłać do obrony jakiegoś swojego wyłożonego stwora, który przejmie na siebie impet ataku, ale może przy tym zginąć, jeżeli jego siła jest mniejsza/równa od atakującego. Może się też nie bronić i wtedy od razu otrzymuje jedną ranę. Dzięki tym prostym zasadom atak nabiera strategicznego zacięcia, który przestaje być typowym siłowym pokazem naszych możliwości, ponieważ dodatkowo dostajemy tu jeszcze trochę pokerowej gry — psychologicznej walki z atakującym: “Dlaczego on się nie broni? Co on tam ma na ręce?”.
Cechy i umiejętności. Wprawdzie każda z kart ma określoną siłę, z którą atakujemy przeciwnika, ale największy potencjał ukrywa się w ich cechach i umiejętnościach. Cechy określają z jakim stworem mamy do czynienia, a jak się przekonasz podczas gry, to właśnie na to będziesz zwracać szczególną uwagę przy ocenie możliwości karty. Stwór może być zwyczajnie wściekły i wtedy po udanym ataku zaatakuje jeszcze raz lub twardy i wtedy, nawet jeżeli przegra, to i tak przetrwa do kolejnej bitwy i dopiero tam będzie mógł zginąć, jeżeli przegra drugi raz (posiada “dwa życia”). Przy trujących potworach nawet ich śmierć nie gwarantuje silniejszemu przeciwnikowi zwycięstwa, bo taki potwór zawsze pokonuje drugiego stwora — jego zatrute szpony zawsze dosięgną cel jego ataku lub obrony. Łowca sprytnie wybiera swoich przeciwników — to ty decydujesz z kim będzie walczył, a jeżeli przeciwnik zdecyduje się na obronę przed twoim podstępnym potworem, to ten atak może być obroniony tylko przez innego podstępnego. Żeby było jeszcze ciekawiej, to niektóre potwory mogą posiadać kilka cech, a są takie karty, które mogą różne cechy nadawać innym kartom będącym w grze. Do tego dochodzą wspomniane wcześniej umiejętności potwora, które zachodzą podczas zagrania karty, ataku potwora lub jego pokonania. Te właściwości potworów sprawiają, że każdą kartę trzeba oceniać nie tylko jako tego konkretnego potwora/kart, ale przez pryzmat tego, co jest aktualnie wyłożone na stole, co mamy na ręce oraz ile ran mamy na liczniku.
Odczucia – losowość, interakcja, przegięte karty. Po pierwszym kontakcie z “MindBugiem” może włączyć się czerwona lampka z napisem “losowość”. Kolejne rozgrywki ją wygaszają, ale wciąż należy być świadomym, że ona tu jest. Jeżeli jednak spojrzymy na typ tej gry, krótki czas rozgrywki (około 15 minut) oraz fakt, że w zasadzie każdy z graczy będzie miał z nią taki sam problem (przed grą dobieramy karty z tej samej talii), to już inaczej będziemy ją odbierali. Tutaj pojedynki należy traktować bardziej na luzie, ale pomimo to znajdziemy taktyczne zagrania oraz trochę strategicznego planowania wspartego pokerowym blefem. Pomimo tego “na luzie”, to nie zapominajmy, że to wciąż pojedynek i jest tu spora dawka emocji związanych z negatywną interakcją między graczami. Są rany, jest blefowanie, więc ciężko spodziewać się jedynie uśmiechów i ciepłych słów podczas rozgrywki. Warto też być świadomym, że jest tu promowana wiedza o kartach, jakie występują w całej talii i warto je poznać przed pierwszą rozgrywką. Są tu takie stwory, że niektóre osoby, które zasiądą pierwszy raz do gry, od razu będą chciały rzucić kartami i krzyknąć “ta karta jest przegięta!”. I pewnie miałaby rację, ale jak się pogra trochę więcej w “Mindbuga”, pozna się cechy i umiejętności kart oraz przy jakich zdarzeniach one działają, to nagle okazuje się, że każda z tych kart może być przegięta w zależności do sytuacji, w której będzie zagrana. Tym samym, w całości otrzymujemy dosyć wyrównaną menażerię dziwnych stworów.
Przegrywałem. Brak kart do dobrania, brak MindBugów, a na liczniku zostało mi jedno życie. Monia dysponowała kilkoma wystawionymi kartami i chociaż ja też miałem dwie przed sobą, to jednak widok czterech żyć na jej liczniku nie napawał optymizmem. Dysponowałem jednak dwoma kartami, które mogły zmienić obraz tej bitwy. Musiałem jednak ją przechytrzyć i pozbawić ją ostatniego MindBuga. Wystawiłem naprawdę mocną kartę. Monia pozwoliła mi ją zagrać. OK, idzie dobrze. Atak Moni. Bronię się potworem, ale on ginie. Trudno, straty muszą być. Teraz czas na mnie. Zagrywam Tajemniczą Syrenę (”Zagranie: Ustaw sobie tyle punktów życia, ile ma przeciwnik”). Monia analizuje sytuację i podejmuje decyzję — przejmuje kartę i mamy oboje po jednym życiu. Sam bym w tym wypadku tak zrobił, bo to było lepsze rozwiązanie niż pozwolenie mi wykopać się z dołka, a zasoby Moni były naprawdę mocne. Tylko że ja właśnie na to liczyłem. Chciałem, żeby złapała haczyk. Bum! W ramach kolejnego ruchu wykładam Osasyna – “Zagranie: Przeciwnik traci jedne punkt życia”. Tak się gra!
Warto? Jest to bardzo specyficzna gra, której nie należy oceniać po pierwszej rozgrywce, bo irytacja związana z brakiem wiedzy o wszystkich kartach oraz przeświadczenie, że nie ma tu nic do pomyślenia, a wszystko jest emanacją losowości, będzie odczuciem fałszywym. Ta gra ma coś w sobie i wystarczy dać jej szansę i wtedy też to poczujemy. Zaczniemy dostrzegać potencjał poszczególnych kart nie tylko związany z ich siłą fizyczną, siłę przejmowania i powiązanego z tym podpuszczania przeciwnika oraz możliwość tworzenia ciekawych powiązań między kartami. Na początku napisałem, że “MindBuga” albo pokochasz, albo znienawidzisz. I tak faktycznie jest, ale mam nadzieję, że teraz po tym, co napisałem, znajdziesz się w tej pierwszej grupie.