Marabunta

Hormigas cazadoras nie ma stałego gniazda. Robotnicy tworzą tymczasowe gniazdo (biwak) z własnych ciał […] znany ze swojej agresywności, a przejście kolonii jest bardzo niszczycielskie […] porusza się […] z prędkością 200 m w ciągu 24 godzin […] mrówki pokonują nawet małe strumienie, tworząc mosty i tratwy swoich ciał…”. Tyle o marabunta – “mrówkach myśliwych” mówi Wikipedia. Poniżej zobaczycie jak do tego tematu podszedł Rainer Knizia tworząc pojedynkową grę typu roll&write.
Czytaj dalej

Carnegie

Rzadko kupuję gry na Kickstarterze, bo pomimo że często kuszą one obietnicami ciekawej mechaniki, emocjonującej rozgrywki, czy wyglądem (często okazuje się, że tylko tym), to jednak zniechęca mnie długi i niepewny czas oczekiwania na nie. Z “Carnegie” było inaczej i od samego początku coś mnie urzekło w jej mechanice, planszy oraz ogólnie świetnej oprawie graficznej, a i samo nazwisko autora też zrobiło swoje (autor Troyes, Carson City, Ginkgopolis, Royal Palace, Black Angel). I choć faktycznie oczekiwanie nieco się przedłużyło, ostatecznie okazało się, że przeczucie mnie nie zawiodło. Czytaj dalej

MLEM: Agencja kosmiczna

Choć uwielbiam koty, to jednak niekoniecznie chciałbym doczekać roku 2075 w wersji przedstawionej w grze MLEM, bo oznaczałoby to, że nasza cywilizacja przegrała i to znając życie, prawdopodobnie przegrała sama ze sobą. Zostawmy jednak te pesymistyczne scenariusze i skupmy się na puszystych kotkach, które wyruszają w podróż kosmiczną w grze stworzonej przez samego Reinera Knizię. Czytaj dalej

Dracula vs Van Helsing

Dracula vs Van Helsing

Kim są nasi bohaterowie, pewnie nie trzeba nikomu wyjaśniać. Walka Hrabiego Draculi i profesora Van Helsinga trwała i będzie trwać jeszcze długo, bo moda na wampiry zapewne nie przeminie nigdy i wciąż będziemy się fascynować tymi mrocznymi istotami. Na szczęście to tylko fikcja, ale dzięki różnym rodzajom popkultury możemy ją śledzić lub nawet wziąć w niej udział i na przykład sięgnąć po grę planszową, która uczyni z nas jednym z bohaterów tego odwiecznego pojedynku. Czytaj dalej

Great Western Trail: Nowa Zelandia

Zapomnijcie o stukocie kolejowych kół. Koniec z widokiem cudnych krówek. Zostawiamy za sobą Dziki Zachód i sączenie yerba mate w przerwach w galopie po argentyńskiej głuszy w kierunku boskiego Buenos. Nadszedł czas strzyżenia owiec, szczekania psów, wypatrywania łowczyków czczonych i wsłuchiwania się kojący szum fal Oceanu Spokojnego. Wielka przygoda z Great Western Trail dobiega końca, a w ostatniej części tej trylogii dotrzemy aż do Nowej Zelandii.
Czytaj dalej